Obsługiwane przez usługę Blogger.

ODYSSEY - Jazz Around Festival 2024

 



Nowy, postpandemijny festiwal Jazz Around szuka swojego miejsca na muzycznej mapie naszego kraju. Każda z jego trzech edycji odbyła się w innym miejscu, co jest pewnie jednym z powodów, dla których nie byliśmy obecni na nim wcześniej. Pierwsza edycja miała miejsce w Zamku w Mosznej na Opolszczyźnie, z udziałem m.in. Jordana Rakei i Scary Pockets. W zeszłym roku impreza odbyła się w Katowicach, gdzie pojawili się m.in. Incognito, The Comet Is Coming (w ich ostatniej wizycie w Polsce przed rozpadem), Benjamin Clementine i Theo Crocker. Liczę, że impreza pozostanie w dużo bliższej dla nas Warszawie, w przyjaznej architekturze Zamku Ujazdowskiego w pobliżu Parku Łazienkowskiego.


Pomimo podkreślanego przez nas wielokrotnie zainteresowania jazzem, muszę przyznać, że nie mam wielkiego doświadczenia w oglądaniu jazzu na żywo. Na pewno widziałem na żywo wspomnianą Kometę, kiedy grała ona na Offie i było to jedno z najbardziej niesamowitych doświadczeń live, jakie pamiętam. Oglądałem Robert Glasper Trio, kiedy projekt wystąpił kilka lat temu w Teatrze Warsawy. Być może o kimś zapominam w tym momencie. Od wielu lat przegapiam kolejne szanse na podziwiania autora naszego Albumu Roku 2018, Kamasiego Washingtona, obawiam się, że w tym roku niestety znowu nie będzie to możliwe, nawet jeśli zespół artysty odwiedzi w listopadzie Stodołę. Muszę wspomnieć w tym miejscu, że nie mogłem zostać na drugi dzień Jazz Around Festival, z powodów osobistych. I na pewno żałuję występu dwóch artystek, które pojawiły się w przeszłości na naszych łamach i rankingu płytowym: Madison McFerrin i Lady Blackbird. Najbardziej zainteresowały mnie jednak nazwiska widniejące w programie dnia pierwszego, artyści, których nie muszę już w tym miejscu przedstawiać – jak okazało się później, w momencie ogłoszenia programu, występujący po sobie – Alfa Mist i Nubya Garcia, ta druga, kilka miesięcy przed premierą albumu Odyssey, o czym już wspominałem.





Obsługa biura karnetowego, akredytacji jest sprawna i zasługuje na pochwałę. Pole festiwalowe jest nieduże, obejmuje dwie sceny po przeciwnych stronach Zamku, a także indoorową scenę Lab, o bardziej eksperymentalnym/klubowym charakterze (nie miałem czasu jej odwiedzić). Koncerty odbywają się zamiennie, dlatego po zakończeniu jednego występu przechodzisz pod drugą scenę. Miałem pewien problem z odnalezieniem toalet, mam wrażenie, że drogowskaz nie był ustawiony w pełni poprawnie. Za jedzenie (frytki belgijskie zawsze przyciągną moją uwagę), kawę, alkohol odpowiadały ustawione w jednym rzędzie food trucki. Klimat był generalnie przyjemny, trochę kojarzący się z Offem, pewnie dzięki obecnym wszędzie leżakom (których jednak było więcej, Jazz Around to chyba najbardziej leżakowy festiwal, na jakim byłem)






Pod Zamkiem pojawiłem się dosłownie kilka minut przed rozpoczęciem pierwszego występu i GIACOMO TURRA & THE FUNKY MINUTES to typ projektu, który najbardziej nadaje się na „rozgrzewkę” przed występami większych nazwisk. Turra to dwudziestosiedmioletni gitarzysta, kompozytor z Mediolanu, który zaczął grać na instrumencie w wieku 13 lat. Funky Minutes wykonują własne utwory, ale dużą część setu stanowiły covery, między innymi Never Too Much, Controversy, Forget Me Nots i – pod koniec – September, co sprawiło, że poczułem się prawie jak w filmie Robot Dreams :) Jako wokalista, Turra najbardziej przypomina Justina Timberlake’a, w czasach, gdy ten był dużo młodszy i nie był jeszcze aresztowany za jeżdżenie po pijaku. Był to na pewno najbardziej „popowy” koncert dnia, ale generalnie spełnił swoją rolę przystawki. WOJTEK MAZOLEWSKI jest mi znany głównie z nazwiska, choć oczywiście wiem o jego zaangażowaniu w różne krajowe projekty, szczególnie Pink Freud. Nie wiedziałem jednak chociażby o tym, że basista w ostatnich latach zmienił image, i zapuścił długie włosy. Artysta wystąpił na festiwalu z własnym kwintetem, istniejącym od ponad dekady i mającym w swojej dyskografii pięć krążków studyjnych. Mazolewski wykorzystał set do zagrania głównie nowego materiału i improwizacji na temat starszych nagrań. Był też pierwszym artystą narzekającym na to, że wszystkie sety na festiwalu zostały zaplanowane wyłącznie na godzinę (podobne uwagi miał grający później na ten samej scenie Alfa Mist), zachęcając jednocześnie do uczestnictwa w autorskich, dłuższych koncertach.






JOEL CULPEPPER zaskoczył mnie bardzo pozytywnie, bo jego nazwisko znałem słabo. Pobieżne wyszukanie Last.fm informuje mnie, że słuchałem go pięć razy, w tym efekt jego współpracy z Tomem Mischem, ale podczas piątkowego występu artysta (pochodzący z Londynu, jak główne gwiazdy wieczoru) udowodnił, że stać go na bardzo wiele. Culpepper nie zalicza się do nowicjuszy – jego pierwszy mixtape ukazał się w 2009 r, EPka trzy lata później. Na scenie Jazz Around wokalista tryskał jednak świeżością, nawet narzekając na temperaturę, której przyznał, że się nie spodziewał się w Polsce (goszcząc w naszym kraju już wcześniej). W jego muzyce i prezencji scenicznej wyraźnie widać inspiracje D’Angelo, Maxwellem i Miguelem, jest to bardzo erotyczny soul, wspomagany przez żywiołowy zespół (uwagę przyciągała chórzystka, która jest też chyba życiową partnerką artysty). Joel prowadził dowcipny dialog z publicznością, wychodząc pod koniec występu przed scenę i niewątpliwie zdobywając w czasie niego wielu nowych fanów.







Jak już wspominałem, najbardziej oczekiwanymi przeze mnie artystami byli ALFA MIST i NUBYA GARCIA , i ta dwójka absolutnie nie zawiodła moich oczekiwań. Większym rozczarowaniem była pogoda, nawet jeśli prognozy zgodnie zapowiadały opady deszczu tego dnia, różniąc się tylko w przewidywaniach, kiedy do nich dojdzie. Ostatecznie burza zakłóciła występ Alfy, który mógł optymistycznie stwierdzić „liczmy, że za kilka minut będziemy mogli wrócić na scenę”, ale przerwa w występach (scena praktycznie opustoszała, byłem jedną z dosłownie kilku osób, które zostały i nie schowały się w Zamku) doprowadziła rychło do czterdziestominutowego opóźnienia. Sam występ Mista pozostał jednak bez zarzutu, a szczególną atrakcją był fakt, którego nie przewidziałem, to, że w skład zespołu pianisty wchodzi jego regularna współpracowniczka, Kaya Thomas-Dyke, której solowy materiał promowałem już na naszych łamach wcześniej.







Wszechstronność festiwalu uwypukla się chociażby w tym, że oprócz bardziej współczesnych brzmień w programie imprezy znalazło się tez miejsce na zespół big bandowy, który zamknął dzień pierwszy, ale nie byłem już na nim obecny, chciałem wrócić do centrum miasta zaraz po NUBYI, a tym bardziej, kiedy jej występ się opóźnił. Saksofonistka była wyraźnie popędzana przez ludzi za kulisami i z żalem musiała skrócić set, przepraszając za okolicznościami, i zapewniając, że myśli już o powrocie. Nawet pomimo tej nerwowej atmosfery, był to jednak mój prywatnie ulubiony występ tego dnia i pomimo ograniczonego czasu, Garcia zadbała, aby każdy członek jej zespołu miał okazję do więcej jak jeden solówki. Jeden z nich, regularny basista zespołu, Daniel Casimir, był także gościem Nubyi podczas tegotygodniowych obowiązków w jazzowej audycji BBC Radio 3, Round Midnight (która jest obecnie dostępna na odsłuchu na BBC Sounds).


Generalnie mam bardzo pozytywne wrażenia, dobrze było wyrwać się z festiwalowego marazmu. Jak już mówiłem, mam nadzieję, że lokalizacja imprezy nie ulegnie zmianie, choć Warszawa jest generalnie rozpuszczona jeśli chodzi o jazz, dopiero co goszcząc Badbadnotgood, a pod koniec tego tygodnia zaczynając Summer Jazz Days z udziałem takich nazwisk jak Marcus Miller czy Irreversible Entanglements. Na końcu recenzji festiwalu zwykle podsuwam nazwiska, które chciałbym zobaczyć w kolejnej edycji i pewnie mógłbym tu wymieniać godzinami– choć jako debiutant nie chciałbym się mądrzyć, na pewno nasza wymarzona jest KADHJA BONET, która idealnie odnalazłaby się w towarzystwie wokalistek, który występowały w sobotę, a którą, oczywiście, ubóstwiamy, i od kilku lat typujemy na Płytę Roku… roku następnego, kiedy wyjdzie wreszcie z ukrycia. Gdyby jednak Bonet była w tym momencie niedostępna – tak samo jak jedyna wokalistka, do której nasz stosunek jest podobny, czyli CLEO SOL – naturalnymi kandydatkami na headlinerki festiwalu są niezwykle popularne w tej chwili SAY SHE SHE, które jeszcze nie gościły w naszym kraju i powinno jak najszybciej ulec to zmianie. Do tego mógłbym oczywiście wspomnieć wiele innych nazwisk artystów goszczących na naszych łamach, ale podejdę do tego z trochę innej strony – po wczorajszym obejrzeniu sesji radiowej ASHY PUTHLI, która gościła też w tym tygodniu na Glastonbury wyrażę nadzieję, że weteranka mogłaby też pojawić się na Jazz Around Festival. Ale to już zależy od promotora, odpowiednio nazwanego „Good Taste Production”. Na pewno będziemy śledzić kolejne ogłoszenia!

Brak komentarzy: