Obsługiwane przez usługę Blogger.

Mavoy Review: Noel Gallagher's High Flying Birds – Chasing Yesterday




Marzenia o reaktywacji Oasis możemy chyba odłożyć głęboko do lamusa, ale z dwóch Gallagherów to Noel radzi sobie zdecydowanie lepiej. Liam stworzył wprawdzie Beady Eye, ale ten zespół nie wzbudził oczekiwanego zainteresowania. Tymczasem starszy z braci stworzył projekt High Flying Birds. W jego skład obok lidera wchodzą także Mike Rowe, Jeremy Stacey, Russell Pritchard i Tim Smith. Pierwsze wydawnictwo sygnowane tą nazwą ukazało się w 2011 roku. Początkowo kolejnym projektem miał być psychodeliczny album stworzony wspólnie z Amorphous Androgynous, ostatecznie jednak muzyk zrezygnował z tego pomysłu. Noel pogrążył się w pracy nad albumem do tego stopnia, że zrezygnował nawet... z kolejnego wyjazdu na Mistrzostwa Świata w piłce nożnej.


Nowy album przyniósł nam oczywiście kolejną serię kontrowersyjnych wywiadów Gallaghera. Tym razem krytyczne komentarze rockmana skoncentrowały się na pewnym popularnym rodaku. „Nie umiem żyć w świecie, w którym Ed Sheeran gra wielki koncert na Wembley”. Rudy wokalista natychmiast skomentował to przekornie na Twitterze „Mi tam bardzo się to podoba!”. Ed poszedł jednak dalej – zdobył numer gwiazdora Oasis i zaproponował mu bilet na koncert. Noel przyjął prezent, stwierdzając, że może go w sumie podarować go swojej córce – którą już kiedyś zawstydzał opowieściami o ich wspólnym spotkaniu z One Direction. Nieoczekiwanie jednak muzyk złagodził ton – bliżej daty wydania płyty stwierdził, że „nie powie o Sheeranie złego słowa, to dobry facet”. Zmienił zdanie czy to zwykła strategia marketingowa? To drugie jest chyba bliższe prawdy. Głównym założeniem krążka jest jego eklektyzm, jak ujmuje to Anglik :”to jak wizyta w nocnym klubie Blow Up, gdzie grali Sun Ra zaraz po Stooges”. I tak, otwierający album Riverman ma w założeniu przybliżać brzmienie Sunset Boulevard z lat 70. Gitarowe solo mogłoby równie dobrze pochodzić z ręki Carlosa Santany, a końcowy saksofon znaleźć się na jednym z albumów Pink Floyd. Bezpośrednią inspiracją dla piosenki było jednak zasłyszane podczas pewnej nocnej zabawy w towarzystwie Morrisseya Pinball Wizard The Who. Gallagher odświeżył dwie piosenki ze wspomnianego albumu z Amorphous Androgynous – The Mexican i The Right Stuff. Bardziej podoba mi się ten drugi kawałek, czerpiący nieco z psychodelicznego jazzu. Trochę żałuję, że na krążku nie znalazło się Do The Damage (ostatecznie wydane tylko jako bonus track), ale „tym energetyczniejszym utworem” na płycie stało się dobre You Know We Can't Go Back.



Najlepszym kawałkiem w moim odczuciu pozostaje jednak najnowszy singiel pochodzący z albumu. Ballad Of The Mighty I, określane przez samego Noela jako „jedna z najlepszych piosenek, jaką kiedykolwiek napisał”, zawiera wyśmienite instrumentalne solo, wykonywane przez dobrego przyjaciela, Johnny'ego Marra. Lubię podkreślać, że mam wielką ochotę zobaczyć ich obu w jednym zespole – może kiedyś to się uda? Melancholijny charakter tej piosenki, zwłaszcza właśnie wstawki instrumentalnej, idealnie pasuje mi do aktualnej pogody. Jest to więc – jak na razie- jeden z moich ulubionych utworów 2015 roku. Nie przeszkadza mi nawet to, że chwilami brzmi jak nieco bardziej gitarowe wcielenie Seala ;) W słowach autora, jest to nagranie podsumowujące album, opowiadające o tych rzeczach w życiu, które pozostają poza naszym zasięgiem. Noel wierzy jednak, że sama podróż jest ciekawsza niż jej cel. Album brzmi interesująco, bardziej zróżnicowanie niż debiut – warto chyba zobaczyć jego autora podczas najbliższego Orange Warsaw Festival!

01 Riverman
02 In the Heat of the Moment
03 The Girl With X-Ray Eyes
04 Lock All the Doors
05 The Dying of the Light
06 The Right Stuff
07 While the Song Remains the Same
08 The Mexican
09 You Know We Can't Go Back
10 Ballad of the Mighty I

Ocena: 8/10

Brak komentarzy: