Obsługiwane przez usługę Blogger.

Leona Lewis - I Am - recenzja

01. Thunder (3:43)
02. Fire Under My Feet (3:35)
03. You Knew Me When (3:40)
04. I Am (3:42)
05. Ladders (3:26)
06. The Essence of Me (3:41)
07. I Got You (3:01)
08. Power (3:19)
09. Another Love Song (3:26)
10. Thank You (4:02)

Do panny Lewis żywię dużą sympatię od czasów jej debiutu. To jedna z niewielu wokalistek z talent show, które naprawdę zaprezentowały nam ciekawe albumy. Każdy z albumów lubię, ale o ile pierwsza płyta Spirit przyniosła jej międzynarodową popularność, o tyle kolejne spotykały się z coraz mniejszym zainteresowaniem. Teraz brytyjska artystka ostatecznie zerwała z labelem Simona Cowella Syco i podpisała nową umowę z Island Records. Jak zapowiadają oficjalne materiały, nowe dzieło artystki jest jej najbardziej autentycznym i szczerym wyznaniem. Czy krążek jest jednak godny przesłuchania?


Pierwszy singiel Fire Under My Feet nie wzbudził mojego większego zainteresowania. W machinie promocyjnej był on określany jako nowe Rolling In The Deep, ale wydaje mi się to stwierdzeniem mocno nad wyrost. Znacznie korzystniej wypadają dwie kolejne pozycje - I Am i Another Love Song to produkcje znacznie bliższe poziomem do pierwszych przebojów panny LL. I Am rozpoczyna się od dość rozbudowanego wstępu, w którym tempo dyktują skrzypce - moim zdaniem to byłby najlepszy opener tego krążka. Współautorem tego osobistego utworu jest Eg White, autor hitów między innymi wspomnianej Adele, Jamesa Morrisona i Joss Stone. Z kolei "ibizowe" ALS autorstwa TMS, współpracowników Sigmy, brzmi trochę jak produkcja Duke'a Dumonta - słychać w nim proste, ale bardzo udane aluzje do UK garage. Tematyka jest dość podobna - to pewne siebie świadectwo młodej kobiety, świadomej własnych możliwości i przekonań. Niektórzy doszukują się w tekstach aluzji do samego Cowella, kreowanego niemal na demona, który zniszczył życie Lewis. Z pewnością niektórzy słuchacze będą mieli skojarzenia z twórczością Emeli Sande - w zasadzie o ile I Am można porównać do Heaven czy Daddy, Thunder kojarzy się z Next To Me. Jest o tyle ciekawe, że w porównaniu z poprzednim albumem tym razem w jego powstanie nie zaangażowany był Naughty Boy czy sama Sande. Głównym producentem jest Niemiec Toby Gad, zaangażowany w powstanie niemal wszystkich piosenek. Utwory przez niego stworzone nie ustępują w niczym najlepszym piosenkom Lewis,a  kilka z nich mogłoby - przy lepszej promocji - trafić na listy przebojów. Najwięcej pochwał zdobyło Essence Of Me, które niektórzy porównują do muzyki Jessie Ware. Zmieszanie wzbudziła natomiast publikacja piosenki I Got You... ponieważ nie ma ona nic wspólnego z inną piosenką Leony pod tym samym tytułem, która w swoim czasie trafiła nawet na singla i gościła w stacjach radiowych - zabieg dość trudny do wytłumaczenia. Oczywiście Angielka nie porzuciła całkiem utworów delikatnych, nastrojowych. Najbardziej udany na nowym krążku, You Know Me When, pochodzi z ręki samej Diane Warren, a więc specjalistki od power ballad.


Leona nie zaskoczyła na tej płycie niczym szczególnie oryginalnym. Wydaje się jednak, że nie na tym zależało uzdolnionej piosenkarce. Jest to wyraźna próba przekonania publiczności, że ma wpływ na swoją twórczość i ze względu na swój talent chce się liczyć na scenie muzycznej. Nie będzie to jednak dla niej łatwe, gdyż wydaje się, że maksymalnym sukcesem w tej chwili dla niej będzie rotacja A na BBC Radio 2 i w miarę solidna sprzedaż albumu. O drugim w karierze światowym hicie #1 może raczej zapomnieć.

Ocena: 7,5/10

Brak komentarzy: