The Weeknd - Beauty Behind The Madness - recenzja
1 Real Life 3:43
2 Losers 4:41 feat. Labrinth
3 Tell Your Friends 5:34
4 Often 4:09
5 The Hills 4:02
6 Acquainted 5:49
7 Can't Feel My Face 3:34
8 Shameless 4:14
9 Earned It 4:38
10 In the Night 3:56
11 As You Are 5:41
12 Dark Times 4:21 feat. Ed Sheeran
13 Prisoner 4:35 feat. Lana Del Rey
14 Angel 6:17
Po sukcesie utworu do
50 Twarzy Greya, Abel Tesfaye postanowił zostać
gwiazdą mainstreamu. Do niedawna kojarzony głównie za sprawą
serii mixtape'ów znanej jako Trilogy, tym razem podjął
się współpracy z topowymi producentami z Maxem Martinem na
czele. Jak można było się spodziewać, efekt finalny pozostawia
dużo do życzenia i jest zaskakująco nierówny.
Nie mówmy oczywiście o tekstach, bo nigdy nie stały one na wysokim poziomie. Pozostajemy zatem w ulubionej przez artystę tematyce jego własnego życia erotycznego. Od subtelności takiego Prince'a (do którego chętnie się porównuje w nowym wywiadzie dla Pitchforku), nie wspominając już nawet o Marvinie Gayu dzielą wokalistę lata świetlne. To co jednak wyróżniało Kanadyjczyka z szeregu podobnych mu erotomanów, to niezwykle interesująca produkcja. Wśród artystów samplowanych przez niego na poprzednich wydawnictwach znajdowali się nie tylko Aaliyah, ale także Beach House, Siouxshie And The Banshees, Sebastien Tellier,The Smiths, The Police, Cocteau Twins, Cults czy wreszcie Portishead, co zresztą mocno rozzłościło Geoffa Barrowa. Tym razem soulowe sample pojawiają się tylko w jednym utworze stworzonym przez znanego amatora takich brzmień Kanyego Westa, Tell Your Friends. Jest to zresztą jeden z lepszych kawałków na płycie.
Myślę, że ten fakt bardzo mówi o stworzonym przez Weeknda albumie. Kiedy traktujemy go jako krążek pop, jest co najmniej niezły. Singlowe Can't Feel My Face utrzymane w stylistyce nowoczesnego disco niewątpliwie wpada w ucho. Podobną, ale ciekawszą piosenką jest In The Night. W Tell Your Friends przydałby się verse Westa, ale i tak podoba mi się to nagranie. Zamykające BBTM Angel być może najbardziej przypomina to, do czego przyzwyczaił nas artysta. Wisienką na torcie jest wreszcie udział Lany Del Rey, starej znajomej muzyka, która kradnie mu na kilka minut show. Bladziej wypadają dwie piosenki otwierające album, zupełnie niepotrzebne akustyczne Shameless czy wreszcie Dark Times. Do niedawna Ed Sheeran na płycie The Weeknd brzmiałby nieprawdopodobnie, ale... niestety, Ed nie nawiązuje do klimatów R&B w stylu Don't i piosenka jest po prostu nudna. Prawdziwy problem zaczyna się, kiedy przypominamy sobie nagrania, jakie piosenkarz tworzył w przeszłości. Na czele z niezwykle mocno przeze mnie cenionym Belong To The World, fenomenalnym ostrym numerze, właśnie tym samplującym Portishead. Albo balladzie Lonely Star, którą później wykorzystała M.I.A. tworząc własny "Weekndowy" numer, kapitalny Sexodus. To jest regres, i to poważny.
Zastanawia mnie, jaki wpływ na wydanie tego krążka miał wyciek trzech piosenek - w tym właśnie Can't Feel My Face - przed ogłoszeniem jego oficjalnych szczegółów. Najlepsza z nich trzech - Girls Born In 90s - pojawia się zresztą tylko w formie krótkiego sampla na końcu Acquainted. Muzyk zapewnia o swojej radości z otworzenia się przed "nowymi słuchaczami", ale niestety cierpi na tym jakość materiału, który, wybacz Abel, wcale nie jest "bardziej dojrzały" jak twierdzisz. Szanuję komercyjne ambicje Tesfaye i ostrożnie wystawiam szóstkę, ale BBTM tylko zwiększa moje oczekiwania przed kolejnym albumem. Liczę, że tym razem muzyk bardziej przyłoży się do jego stworzenia.
Ocena: 6/10
Brak komentarzy: